21 maja 2014

4. Przeżyjemy na zupkach chińskich, czemu nie?

   Chyba najgorsze w byciu chorym jest to, że  strasznie się człowiekowi nudzi. Mi akurat dokuczała noga, więc nie mogłam normalnie wyjść. Musiałam oglądać filmy (które znałam już na pamięć) aby jakoś zabić czas. Nic nie gotowałam, bo chłopakom do sklepu iść się nie chciało. Kurde no, życie takie niesprawiedliwe ona siedzi w domu, kiedy inni chodzą do szkoły. 

   W sumie przez te cztery dni przeżyłam jedynie na zupkach chińskich. Mieliśmy ich w cholerę, więc czemu by nie skorzystać. A gdyby tamci dwaj zgłodnieli, poszliby w końcu do sklepu. Tak, jestem geniuszem. I po co ja wciąż się uczę, skoro zgarnęłabym z takim myśleniem kupę forsy. No gdzie ja miałam oczy?

  Spróbowałam poczytać jakąś książkę. Padło na autobiografię Richarda Feynmana. Cóż, musiałam to przeczytać, aby dostać chociaż jedną dobrą ocenę z fizyki. Co z tego, że ilościową teorię oddziaływań słabych, skoro zakończenie było strasznie nudne. 

   Odłożyłam lekturę na półkę. Cóż, mój wspaniały pomysł, aby jakoś wykorzystać ten czas na coś pożytecznego właśnie padł w gruzach. Nie no, przeczytam streszczenie w Internecie. 

   Nagle moje przemyślenia przerwało pukanie. Westchnęłam ciężko i zaczęłam skakać na jednej nodze do drzwi. No w sumie nie musiałam tego robić, bo mogłam przejść taki mały kawałeczek, ale tak było o wiele zabawniej i szybciej. No weźcie, nie będę się czołgać na drugą stronę pokoju. 

   W końcu udało mi się otworzyć te cholerne drzwi (od zawsze miałam z nimi problem- nie wiedziałam w którą stronę kręcić kluczem) i przed sobą zobaczyłam osobę, której się nie spodziewałam. Stał przede mną pan Michihoto- właściciel budynku. Zazwyczaj przychodził do nas gdy Kankuro za głośno słuchał muzyki lub gdy przekazywał nam coś od ojca, któremu nie chciało się dzwonić do własnych dzieci. Czyli był u nas dosyć częstym gościem. Tym razem w dłoni trzymał małą kopertę. Dobrze ją znałam, przynosił ją nam raz na trzy miesiące. 

- Dzień dobry- powiedział grobowym głosem. Tak, był dosyć chłodnym facetem w obejściu.- Rachunek za prąd i wodę nadal nie zapłacone. Szczerze mówiąc, powinniście wpłacić to już jakiś czas temu, ale patrząc na pewne utrudnienia- skierował wzrok na moją nogę.- postanowiłem odpuścić. Gdy pani będzie gotowa, proszę zejść na dół i dać pieniądze.I wyszedł.
    
    A teraz musiałam zająć się dwiema rzeczami, których szczerze nienawidziłam. Po pierwsze, trzeba było sprawdzić ile mam wręczyć forsy; po drugie, trzeba było wyjąć wszystkie oszczędności i je przeliczyć. Zazwyczaj zajmował się tym Gaara. Mimo, że najmłodszy z nas, najlepiej radził sobie z matematyką. Ale niestety nie było go tutaj, więc ta powinność spadła na mnie. Boże, jak ja nienawidzę obliczeń. I dlatego na koniec roku dostałam trzy. 

    Na wszelki wypadek liczyłam trzy razy. I trzy razy wyszedł mi inny wynik. A kalkulator tak daleko... Mówi się trudno, spróbowałam jeszcze raz. Tym razem wyszedł mi wynik bardzo zbliżony do drugiego. Tak, na pewno jestem na dobrej drodze. 

    W końcu sprawdziłam wynik (Ha! Okazało się, że ten drugi jednak był dobry!) i teraz już naprawdę nic mi się nie podobało. Do wskazanej kwoty brakowało około dwóch tysięcy jenów. I miałam jakieś dziwne przeczucie, że brak jakichkolwiek pieniędzy jest winą Kankuro. Wiedziałam, że nie powinnam trzymać skarbonki w tak oczywistym miejscu... Chyba będę musiała mu oznajmić, że "Na czarną godzinę" są na prawdziwą czarną godzinę, a nie brak słodyczy. I dlatego nie rozumiem ludzi, którzy chcą mieć rodzeństwo. 

    Oczywiście, były też plusy ich posiadania. Kiedy zapomniałam pieniędzy z domu, dawali mi swoją forsę (tu akurat mówię tylko o Gaarze, bo Kankuro to Kankuro - nawet jak będzie miał w cholerę jenów, a ja będę umierać, nie wyda na mnie ani trochę.), albo zajmowali jakoś Tenten gdy próbowała podzielić się ze mną swoją energią. Tak, czasami byli przydatni. 

    I znowu coś przerwało moje przemyślenia. Tym razem był to telefon. Jak po kalkulator nie chciało mi się ruszyć, tak po telefon pobiegłam (na ile pozwoliła mi moja noga, oczywiście). Na wyświetlaczu pojawił się nieznany numer. Hm, podejrzane. Zgodnie z prawe logiki, powinnam się odłączyć, ale jak to ja, musiałam sprawdzić. 

- Halo?- spytałam nieufnie.
- Hej, Temari!- od razu rozpoznałam ten głos. Dzwoniła do mnie Ino, jakżeby inaczej. Skąd ona, do cholery, miała mój numer?- Tak się zastanawiam co porabiasz.- Siedzę. Oddycham. Słucham.- Bo wiesz, nudzi mi się.- Serio?- Ale właśnie się dowiedziałam, że Sakura robi zadanie dodatkowe z Sas... FUCK*!
- Co się stało?- spytałam przerażona.
- Rozlałam lakier do paznokci na kanapie mamy. Znowu. Zabije mnie.- niemal jej współczułam. Ale skoro jej mama tego nie lubi, po co to robi? No ja jej nie rozumiem.  
- Yhm, przykro mi.- wywróciłam oczami.
- Ale wracając do wcześniejszego tematu, Sakura jest w szkole z Sasauke i robią jakiś projekt. Wiesz, on walczy o średnią 5.7 na koniec roku, więc bierze udział we wszystkim co mu pomoże. A że z biologii Haruno jest najlepsza, robią razem. A tak w ogóle, sądzisz że kolor czerwony mi pasuje?
- Nie za bardzo.- odpowiedziałam. Na następny raz zapiszę sobie numer Yamanaki i gdy zadzwoni, nie odbiorę.
- Też tak sądzę.- westchnęła.
- Ino, skąd masz mój numer?- spytałam zaciekawiona.
- Po tym jak wyszłaś, Tenten rozdała wszystkim.
- A to... No nic, cześć. Nacisnęłam czerwoną słuchawkę, nie czekając nawet aż coś powie.

***

   Akari rozłożyła się na kanapie w salonie swojego chłopaka. Właśnie się tam wprowadziła i nie miała żadnych skrupułów, aby od razu poczuć się jak u siebie w domu. Bo, szczerze mówiąc, za niedługo będzie to jej dom. Przynajmniej prawnie. W końcu mogła odpocząć od tego całego zamieszania z przeprowadzką i wyżaleń swojej przyjaciółki Miki, która cały czas beczała po tym jak chłopak z nią zerwał. Notabene, był to Sasori, jej kuzyn, na którego była wściekła. Dobra, Miki może prawie wpadła pod samochód, była nieodpowiedzialna, ciągle coś gubiła, a jak jego koledzy z niego żartowali, śmiała się z nimi, ale bez przesady, nie musi jej rzucać. Była nawet na początku pełna nadziei, że jednak się zejdą, ale po niedawnym spotkaniu jego nowej dziewczyny, zmieniła zdanie. Zakochał się. Znowu.

   Już powoli odpływała do krainy snów, gdy nagle poczuła pod sobą ciche wibracje (Kolorowa, cicho! xD- dop. Autorki). Podniosła się i spojrzała na miejsce, na którym jeszcze przed chwilą siedziała. No tak,  telefon Nagato. 

     W sumie z chęcią by go zignorowała i rzuciła w kąt, aby tylko nie przerywać swoich fantazji, ale jej uwagę przykuła nazwa numeru. Ayame. Do cholery, ona nie zna żadnej Ayame! Byli razem już długo. Wystarczająco długo, aby już mu się znudziła i zaczął oglądać się za innymi partnerkami. Ale nie zdradziłby jej, dobrze wie, że skończyłby marnie. W końce nie na darmo od najmłodszych lat chodziła na dodatkowe kursy z dżudo. Przegryzła wargę i jeszcze raz spojrzała na wyświetlacz. Czarny. Brawo Akari, przegapiłaś swoją szansę, pomyślała. No ale przecież nie zadzwoni do Ayame, jeszcze swoją dumę ma. Lepiej zapyta Uzumaki'ego, on nie umie kłamać. Akurat wybrał sobie idealny moment na wejście do kuchni, bo już był przy niej.

- Nagato.
- Skąd znasz moje imię?- sarknął.
- Zdradzasz mnie?- od razu wypaliła. No po co przeciągać, skoro i tak by o to pytała?
- Co?- otworzył szeroko oczy.
- Ayame!- zaczęła machać mu przed nosem komórką.
- Ayame. To moja siostra.- skrzywił się.
- Oczywiście.- przewróciła oczami. No niech się już przyzna.
- Jeśli chcesz, mogę do niej zadzwonić- wzruszył ramionami. Odblokował telefon i zaczął wpisywać numer.
- Nie, wierzę ci!- krzyknęła. Co prawda, nadal trzymała się swojej wersji, ale przecież nie ośmieszy się. Przez chwilę wpatrywała się ze złością w chłopaka, ale ten tego nie zauważył, a zamiast tego rozłożył się na jej kanapie.- Ej!- krzyknęła i zrzuciła go na podłogę. 

***

    Gdyby ktoś mi powiedział, że zupki chińskie się skończą, wyśmiałabym go. Miałam ich strasznie dużo, że pewnie wystarczyłyby mi na cały sezon zimowy. Nikt jednak nie wpadł an to, że termin ważności dawno minął... A ja byłam już głodna jak wilk. 

    Mimo, że lekarz zakazał mi jakichś dłuższych wypraw, zignorowałam to. Jeśli coś mi się stanie, bracia oberwą za to, że nie byli w sklepie. 

   W końcu ukazało się zielone światło (na które naprawdę długo czekałam). Zaczęłam przechodzić, uważając aby nie zrobić nic złego z nogą. Tak też się stało, że większość ludzi była już na końcu przejścia, a ja wręcz przeciwnie. Kto wymyślił, aby to było takie długie, no? Gdy już byłam blisko końca, auta ruszyły. Oczywiście, wszyscy zapomnieli o mnie, uszkodzonej dziewczynie. Jeszcze mnie przejadą i uciekną z miejsca wypadku! 

   I znowu ktoś mnie popchnął. Sytuacja była podobna do tej sprzed kilku dni, wyjątkiem jednak było to, że nie wleciałam na chodnik. Uściskać i pogratulować po prostu. Szybko się odwróciłam, aby zobaczyć sprawcę. Oczywiście, zobaczyłam Shikamaru. Tak, tego Shikamaru- wrednego, leniwego i szowinistycznego.

- Czemu mnie popchnąłeś?- spojrzałam na niego obruszona.
- Cześć, Temari, ciebie też jest bardzo miło widzieć. Nie zauważyłaś aut? Chciałabyś teraz leżeć pod kołami jednego z nich?
- Zdążyłabym.- założyłam ręce na klatce piersiowej.
- Jasne, a Ino nie kręci z Kibą.- wywrócił oczami. Zamiast odpyskować, ruszyłam dalej do Supermarketu po te nieszczęsne jedzenie.
- Czekaj.- dorównał mi kroku.- A czy nie teraz powinnaś mi mówić jaki jestem wspaniały, bo uratowałem ci życie?
- Nie sądzę.
-  Ale przynajmniej coś mi wisisz.
- Nie.- odparłam. Nie będę nic dla niego robić.- Dzięki.- miałam nadzieję, że to wystarczy, ale widocznie się myliłam.- Dobrze. Zrobię co tylko zechcesz.- westchnęłam, nieudolnie naśladując głos typowych Disnejowskich księżniczek. Teraz tylko czekałam na werdykt co to będzie.

* Niby angielskie słówko, ale powiedzcie mi proszę, kto z was go ani razu nie użył? ;>

~*~ 
 Tak, to chyba cud. xD Napisałam tak szybko rozdział, nie bijcie braw, proszę. 

Za korektę bardzo dziękuję Malii. Boże, nic bym bez niej nie zrobiła. DZIĘKUJĘ! 

W sumie rozdział jest taki średni, ale cóż, trzeci raz pisać nie będę, no szanujmy się. 

No, długo sobie na rozdział 5. poczekacie. :D Wiecie, koniec roku, prezentacje, CERN, zawody sportowe i te takie... No cóż...
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony
CREDITS
Art